Kupowanie garnituru to naprawdę traumatyczne przeżycie. Szczególnie dla osób towarzyszących kupującemu - słowo daję ledwie to przeżyłam. Na całe moje szczęście całkiem blisko znanego w okolicy Zagłębia Strojów Wizytowych znajduje się jedno z miejsc, które darzę niezwykłym wręcz sentymentem.
Dlatego też postanowiłam tam wrócić, żeby odstresować się po traumie wybierania stroju wizytowego - słowo daję, to jest rozrywka dla ludzi o mocnych nerwach... Mocniejszych niż moje.
Idziemy na zamek...
Sama Jura jest piękna, malownicza i po prostu urocza, a zamek w Olsztynie powstał w XIII w. jako fragment linii obrony Małopolski od strony Śląska. Z potężnej warowni do dnia dzisiejszego zostały dwie wieże i kilka "luźnych" ścian.
Pierwsza z dwóch ocalałych wież - okrągły stołp.
Jako, że zamek doskonale spełniał powierzone mu zadanie, również Jagiellonowie dbali o jego dobry stan – ustanowili tu nawet starostwo. Katastrofalny dla warowni – jak i dla całej Polski - okazał się potop szwedzki z połowy XVII wieku i późniejsza wojna północna. Splądrowana warownia nie wróciła już do stanu z czasów swojej świetności. Na początku XVIII wieku zamkowych kamieni użyto do budowy pobliskiego kościoła.
Z widokiem na miasteczko.
I charakterystyczne dla Jury skałki.
Sama wycieczka obfitowała w niespodziewajki pogodowe - jak przystało na koniec kwietnia zaliczyliśmy całoroczny repertuar aury: od przepięknego słońca, poprzez szalejący między skałami wiatr, siąpiący deszcz i, wyjątkowo irytujący przy zwiedzaniu, śnieg... No ale przynajmniej chmury stanęły na wysokości zadania i malowniczo pozowały.
Piękne chmurki.
A Pawłowi żadna przepaść nie jest straszna
I Wojtuś - miszcz drugiego planu.
Z całą pewnością nie była to ostatnia wycieczka do Olsztyna - pojedziemy na pewno jeszcze raz, bo jest pięknie, widokowo, uroczo i naprawdę przyjemnie. I tylko o pogodzie lepszej marzę - na kolejny piknik...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz