środa, 15 czerwca 2016

Byla industriada, byli goście, było wycieczkowanie...

Każdego roku w czerwcu jest święto - święto Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego. W skrócie - Industriada. Oj dzieje się zwykle sporo - szczególnie wokół miejsc związanych z przemysłową przeszłością regionu. 

Z okazji tegorocznej imprezy zaprosiliśmy sobie gości. Z samej Warszawy przyjechały dwie fantastyczne Dziewczyny. W związku z tym, że w Centralnej Polsce tego raczej nie mają zdecydowanie należało wywieźć je do kopalni... no ale po kolei.

Zaczęliśmy od grilla w pięknych okolicznościach przyrody. Okoliczności miały miejsce nad jeziorem Nakło-Chechło... i były doprawdy urokliwe. Gorzej, że jedna z kiełbasek wybrała wolność i była ciut bardziej chrupiąca... nawet po odpiaszczeniu.

Piękne okoliczności przyrody 

I 4/5 grillującej ekipy.

A nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zahaczyli o odrestaurowany elegancko Szyb Maciej w Zabrzu i tamtejszą knajpę, przed którą jakaś urocza Pani samowystarczalnie produkowała się wokalnie. Zdania na temat występu były podzielone (Koledze się podobało, mnie zdecydowanie rozbolały zęby). Za to sam Szyb prezentował się naprawdę ślicznie oświetlony na zielono.
Zielone było też piwo, ale mniej fotogeniczne.

Właściwa Industriada zaczęła się w sobotę... Od czołgów w Bytomiu. Mnóstwo kurzu, warczących gigantów, atrakcji dla dużych i małych... A także spontaniczne lekcje strzelania z łuku. 
Ooo takie maleństwa tam były...

I takie też - no śliczności.

Gliwice odrobinę nas rozczarowały... No w każdym razie mnie. Pod Radiostacją nie działo się nic, Nuda i tyle. W Fabryce Drutu warsztaty i mocno abstrakcyjna instalacja na górze nawet się broniły. Nie było najgorzej. Większość obchodów skoncentrowała się na terenie Muzeum Odlewnictwa: była kolejka, warsztaty malowania... hmm... nazwijmy to "gipsowych elementów dekoracyjnych"- urzekły dzieciuchy w różnym wieku - zarówno te przed jak i po trzydziestce. Prócz tego mnóstwo innych animacji - widać cała siła obchodów skupiła się właśnie tam. Oczywiście nie umieliśmy się oprzeć kolorowankom i malowaniu "biżuterii". 
Majcia malowała

I Paula malowała
Efekty były zachwycające.
Domek też można było pomalować - a jakże.

Zachwyceni swoimi talentami plastycznymi i wszelkimi innymi pożegnaliśmy Gliwice i pojechaliśmy (tranzytem przez kejefsi - bo przecież powszechnie wiadomo, że cukrzyki zdrowo się odżywiają), popędziliśmy do kopalni (bo oczywiście zrobiło się odrobinę późno). Droga oczywiście okazała się na tyle kręta, że pomyliliśmy zjazdy, ale koniec końców dotarliśmy na miejsce.

Oczywiście okazuje się, że jak dwa cukrzyki jadą do kopalni to o takiej pierdole jak coś na docukrzenie to na pewno sobie zapomną... A Majcia na windy reaguje spadkami - oj było wesoło. Na szczęście wszyscy przeżyli. 

Kopalnia Guido w Zabrzu przywitała nas w osobie Przesympatycznego Pana Przewodnika. Opowiadał ciekawie, z humorem i nawet nie przesadzał z politykowaniem... Nawet jak usłyszał, że dwie Warszawianki ciągniemy za sobą. Jedynie Pan Operator Kolejki na wieść o pochodzeniu moich Gości zrobił odpytywankę z geografii - wiecie jaka jest najdalej na południe wysunięta dzielnica Warszawy? Podpowiadałam, nie uwierzyły... a prawdę mówiłam.Generalnie wycieczka przyjemna, udana... no i w Warszawie tego nie mają... czy jakoś tak. A o Katowicach opowiem jutro. Albo pojutrze? Bo mi się trzy kilometry notki zrobiły z tego wszystkiego. I może jeszcze na chwilę Was do Gliwic zabiorę? Zobaczymy gdzie nas jeszcze to szwendanie w tym tygodniu zaniesie.
Kolejka i Pan przewodnik.

Bo nam w kaskach naprawdę twarzowo.

Dobry kombajnik - kombajnik nie gryzie... ludzi.

2 komentarze:

  1. Chciałam też się poindustriadować, ale się nie dało :(
    W pracy byłam w ostatnią sobotę i jedyne co, to mogłam sobie z okna firmy pooglądć przejazd pojazdów militarnych z Miechowic do centrum :P
    A dzielnica - rzecz jasna Sosnowiec :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzecz jasna :D Strasznie te militarne kurzyły - łobuzy jedne. W zębach mi do wieczora chrupało ;)

      Usuń